Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/72

Ta strona została przepisana.

goły, bo nieboszczyk pan był skąpy, a do tego tak groźny, że raz kazał mi dać pięćdziesiąt batogów, chociaż już byłem miecznikiem litewskim i orderowym panem; a jakby się o takim zbytku dowiedział, możeby mnie był ubił. Co tu było robić? — A mój Wołodkowicz dwa folwarki swoje własne zastawił i zagodził Kotwicza (tu słychać było, jak książe szlochał). I czy to raz za mnie się poświęcił? — Kiedyś to mnie, jakby przeczuwał, że nie długo będziem z sobą, powiedział: Księże Karolu! ty dłużej odemnie żyć będziesz; jak mnie przeżyjesz, pamiętaj o mojej duszy. Otóż tedy partya, którą ten łotr w infule, ten hipokryta Massalski prowadził, podstępem i zdradą porwała Wołodkowicza, a w trzy godziny potem rozstrzelała go tu w Nowogródku, gdzie tego samego wieczora przybyłem, ale zapóźno; przysiągłem pomścić jego krwi na głowie niegodziwego biskupa i chciałem ruszyć do Wilna, aby mu sakrę zdjąć na pierwszej sośnie za miastem; a potem pojechałbym do Rzymu, przeprosić Ojca świętego i ofiarować mu pielgrzymkę do ziemi świętej. Już szedłem ku Wilnowi, ale na pierwszym noclegu we śnie pierwszy raz pokazał mi się Wołodkowicz, prosząc mnie za biskupem i wyraźnie mi powiedział: że jak biskupa powieszę, to mu będzie gorzej na tamtym świecie. Ojcze Idzy, wszak prawda, że on dotąd w czyścu? — A któż to przeniknie sądy boże, książe panie?