Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/75

Ta strona została przepisana.

śmiem. — Mów śmiało, mów śmiało, ojcze Idzy; wszak to na swoim dziedzińcu i wióry biją, a ja u was w gościnie: mnie o waszą łaskę, nie wam o moją dbać; a potem swemu syndykowi trzeba prawdę mówić. — Kiedy mnie książę pan pozwala tyle śmiałości, to niech wasza książęca mość sobie przypomni, czy kogo nie ukrzywdził? — Ja, panie kochanku, nikogo nie ukrzywdził: mnie wszyscy krzywdzą, a ja im dla miłości Pana Boga odpuszczam. Ja nikogo nie podrapał, chociaż mnie ta małpa wielkopolska, ten Kaszuba Sułkowski, nazywa w Warszawie niedźwiedziem litewskim; ale podrapię ja jego dobrze, jak do Grodna na sejm przyjedzie. Ale to do waszeci, ojcze Idzy, nie należy, bo waszeć nie wielkopolski bernardyn. A w Litwie kogo ja ukrzywdził? Ja pokorny jak dziecko, panie kochanku, ksiądz Kantenbryng ciągle mi z ambony przymawia, a ja się na niego nie krzywię; a pan Leon Borowski mało mi figlów napłatał? a pan Jerzy Białopiotrowicz mało mi się worał w moje grunta? a pan filozof co tu śpi, Michał Rejten, mało mi niedźwiedzi wybił w Nalibokach? i bobrów wyłowił w Łachwie? a ja się nie odzywam, tylko przed Panem Bogiem czasem zapłaczę. Na nikogo złości nie mam, na nikogo; mnie wszyscy krzywdzą, ja nikogo. Ojcze Idzy, wystrzeliłeś, aleś spudłował. Słuchaj, bernachu! tobie się podobał mój pas, com go miał wczoraj na sobie; mówiłeś, że byłby z niego ornat, ja-