Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/77

Ta strona została przepisana.

wolę pacierza nie mówić, a taki nie odpuszczę. — Ależ książe.... — Cicho mnie zaraz! poszedłbyś precz, bernachu! nie wędź mi głowy! — (Tu milczenie przez chwil kilka nastąpiło, aż dały się słyszeć kroki). — Wszelki duch Pana Boga chwali! — nagle odezwał się książe. — I ja go chwalę! To ja, książę panie, wychodzę na rozkaz waszej książęcej mości; a to trepki moje, co z przeproszeniem jego uszów, troszkę hałasu narobiły. — Proszę waszeci, panie kochanku, nie odchodź z celi, śpij ze mną: bo jak do mnie przyjdzie Wołodkowicz, bez ciebie, mój księże, zachoruję z żalu. Ja z tym heretykiem Michałem Rejtenem, co z upiorów żartuje, sam na sam nie chcę być w nocy, a Bukowski śpi jak zabity. Kładź się, ojcze Idzy, i nie gniewaj się. Żeby się przynajmniej Tryzna upokorzył? Ale taki z tego nic nie będzie. — Potem wedle relacyi pana Bukowskiego nastąpiła cichość, a zaraz potem zwykły koncert księcia, ojca Idzego i Nepty. Ale p. Bukowski, co znał księcia na pamięć, a dobrze życzył p. strukczaszemu, i p. Michał Rejten, już mieli dla niego dobrą nadzieję, tylko szło o to, aby p. Tryznę namówić, by jakiś krok do księcia zrobił, co nie łatwo było; bo choć podupadły, znał siebie być magnatów koligatem i do naginania się nie był skłonnym.
Ale jakoś dobrze się nakartowało: bo nazajutrz po tej rozmowie, o której pana Tryznę pan