wierzy, a więcej w nic. Kiądz Marek tłómaczył mu z początku, że tego nie dość, ale widząc go upartym, zapytał raptem, czy dawno się spowiadał? Coś mu na to odpowiedział wojewodzic, ni siak ni tak, a ksiądz Marek jemu: »Jutro rano przyjdziesz do kościoła, a w. pana wyspowiadam, a teraz idź do siebie, aby się na jutro przygotować; to lepiej niż fatałaszkami trąbić w uszy tym, co te rzeczy lepiej od w. pana rozumieją«. Zmieszał się wojewodzic; my byliśmy ciekawi co z tego będzie. Poszliśmy z rana do kościoła i zastaliśmy go przy konfesyonale spowiadającym się ks. Markowi. Nie rozpierał się z nim, ale bił się w piersi, a jaki z niego zdawał się bezbożnik! Czy to wszystkiemu wierzyć, co kto sobie mówi? Dobrze że trafił na świętego męża, co go na drogę zwrócił, ale czy jest roztropnie, aby dla dogodzenia językowi żartować około zbawienia? Co do mnie, gdyby nie tyle innych gruntownych pobudek, samo patrzanie na to, co zrobił ksiądz Marek, byłoby mnie przekonało, że są ludzie, którym Bóg użycza siły nadzwyczajnej i cuda robią. To co opisywać będę, wszystkim Konfederatom Barskim było wiadomem, i teraz wiele jest jeszcze takich, co to słyszeli od ojców swoich, naocznych świadków. Już w tem był cudownym mężem, że najdumniejszych panów i najburzliwszą szlachtę tak był radą swoją zhołdował, taką ufność ku sobie zyskał, że chyba gdzie go nie było, tam się jedność przerywała;
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/89
Ta strona została przepisana.