jem biurku, czy wisi w salonie? Pytam, jak człowiek, który nie ma pojęcia, co to jest i co się z tem robi, gdy się to ma?
— Przypuśćmy, że to mam, więc ci odpowiem tak: trzeba być dyablo źle urodzonym duchowo, żeby tak zwaną sławę nosić na głowie, na szyi, stawiać na biurko, albo wieszać w salonie. Przyznaję, że to łechce z początku miłość własną, ale tylko parweniuszowi duchowemu może takie łechtanie wypełnić życie i zastąpić wszystkie pozostałe gatunki szczęścia. Inna rzecz przeświadczenie, że to, co robię, znajduje uznanie i budzi echo — z tego publiczny człowiek może być zadowolony. Ale żeby mnie, prywatnego, miało uszczęśliwiać to, że mi ktoś w salonie powie z mniej więcej głupią miną: «Tyle przyjemnych chwil panu zawdzięczamy», albo, że gdy zjem coś niestrawnego, to jakiś dziennik zaraz napisze: «Dzielimy się z czytelnikami smutną wiadomością, że naszego znakomitego X. X. brzuch boli» — żeby mnie to miało uszczęśliwiać? — fi! za kogo mnie masz?
— Słuchaj — rzekłem — ja także nie jestem próżny, ale człowiek chce od ludzi jakie-
Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.1.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.