Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.1.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

rej począł przypatrywać się z niezmierną ciekawością.
Ja zaś przypatrywałem się niemniej ciekawie jemu, gdyż zaraz obudził się w nim artysta, a zarazem dawny, wykwintny znawca i miłośnik kobiet — dawny «Leon l’Invicible». Oparłszy fotografię na rękawie swej biednej lewej ręki, nawpół już martwej, prawą chwycił szkło i, to zbliżając je, to oddalając, począł mówić:
— Gdyby nie pewne szczegóły, byłaby to twarz w rodzaju Ary-Scheffera... Ślicznieby wyglądała ze łzami w oczach... Są ludzie, którzy nie lubią w kobiecie anielskiego wyrazu, ale podług mnie, nauczyć anioła, jak być kobietą — to szczyt zwycięstwa... Bardzo ładna i bardzo niepospolita... «Enfin, tout ce qu’il y a de plus beau au monde — c’est la femme!»
Tu znowu począł manewrować szkłem, wreszcie dodał:
— Sądząc z twarzy, a zwłaszcza z fotografii, można się zawsze omylić, ale ja mam trochę wprawy. Otóż, podług mnie, powinna to być natura bardzo lojalna. Tak mi się zdaje... Podobne typy kochają się w czystości swych piór... Daj-że ci Boże szczęście, mój chłopcze, bo mi się bardzo podoba twoja Anielka... Obawiałem