Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.1.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

bie i odczuwała tylko przez siebie; że ubierała się w księżyc, ciszę, zapach magnolii, jak w kapelusz, szal, etc. Ale było jej w tym stroju nadzwyczaj do twarzy. Gdyby nie to, że mam serce zajęte Anielką, byłbym pod wrażeniem tego obrazu. Mówiła przytem rzeczy, które nie każdemu mężczyźnie przyjdą do głowy.
Swoją drogą, ile razy odbywają się owe «Causeries Romaines», zawsze mam wrażenie, że ojciec, ja, taka pani Davisowa, że wreszcie my wszyscy ludzie, należący do pewnej sfery społecznej, nie żyjemy naprawdę życiem rzeczywistem i realnem. Pod nami coś się dzieje, coś się staje, jest walka o byt, o kawałek chleba, jest życie realne, pełne mrówczej pracy, zwierzęcych potrzeb, apetytów, namiętności, codziennych wysileń — życie ogromnie dotykalne, pełne zgiełku, które huczy i przewala się, jak morze — a my siadamy sobie oto wiecznie na jakichś tarasach, rozprawiamy o sztuce, literaturze, miłości, kobiecie, obcy temu życiu, dalecy od niego, wymazujący z siedmiu dni tygodnia sześć powszednich. My nie wiedząc o tem, mamy zamiłowania, nerwy i dusze, dobre na święto. Pogrążeni w błogim dyletantyzmie, jakby w letniej kąpieli, żyjemy wpół na jawie, wpół we