Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.1.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

ludzki nie zna granic i jestem przekonany, że nawet ludzie moralnie i umysłowo wyrobieni, gdy towarzyszą pogrzebom, towarzyszą im z pewnem uczuciem bezwiednego zadowolenia, że to kogo innego spotkało i że nie ich grzebią.
Ciotka przyjechała, bom ją wezwał depeszą. Ale ona, ze stanowiska swej niewzruszonej wiary patrzy na śmierć, jak na zmianę w istocie swej najszczęśliwszą ze wszystkich, więc przyjęła cios, jaki nas spotkał, daleko spokojniej odemnie. Nie przeszkodziło jej to wprawdzie płakać szczerze przy trumnie brata, ale nie odjęło jej pogody. Potem miała ze mną rozmowę bardzo serdeczną i poczciwą, którą jednak na razie wziąłem na opak, czego dziś żałuję. Nie wspomniała ani słowem o Anielce, mówiła tylko o mojem przyszłem osamotnieniu — i ciągnęła mnie koniecznie do Płoszowa, upewniając, że tam mi się sieroctwo mniej wyda ciężkiem, bo znajdę kochające serca, a przedewszystkiem jej stare serce, które mnie jednego kocha na świecie. Ja widziałem w tem tylko chęć prowadzenia dalej swatów, co wobec świeżej śmierci ojcowskiej wydało mi się niewłaściwem i rozdrażniło mnie mocno. Nie do życia mi teraz, nie do oświadczyn i ślubów, gdy pada na mnie je-