pewny, że zostanę; nadspodziewanie przyszła mi w pomoc sama Laura.
Zawiadomiłem ją o liście notaryusza i o wyjeździe, li tylko dlatego, by zobaczyć wrażenie, jakie to na niej sprawi. Byliśmy sami. Spodziewałem się jakiegoś okrzyku z jej strony, jakiegoś wzruszenia, jakiegoś «veto» — nic z tego!
Usłyszawszy nowinę, odwróciła się ku mnie, zanurzyła zlekka palce w me włosy i przysunąwszy mą twarz blisko do swojej, spytała:
— Ale wrócisz? nieprawdaż?
Dalibóg, jest dotychczas dla mnie zagadką, co to miało znaczyć? Czy przypuszczała, że muszę bezwarunkowo jechać? czy ufna w moc swej piękności, nie wątpiła ani na chwilę, że wrócę? czy nakoniec chwyciła w lot sposobność, żeby się mnie pozbyć? — bo po takiem pytaniu nie pozostawało mi nic innego, jak wyjechać. Pieszczotliwy ruch, towarzyszący pytaniu, przemawia trochę przeciw temu przypuszczeniu, które zresztą wydaje mi się najprawdopodobniejsze. — Chwilami jestem prawie pewien, że chciała mi powiedzieć: «Nie ty mnie, ale ja tobie daję odprawę». Przyznaję nawet, że jeśli to było odprawą, to zręczność Laury jest istotnie niesłychana — i tembardziej zadziwia-
Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.1.djvu/192
Ta strona została uwierzytelniona.