szej zdziwił mnie, gdy obracając na wszystkie strony jej ruchomą podstawę, oświadczył mi, że woli neapolitańską Praxitelesową Psyche, dlatego, że jest więcej uduchowiona. Jak na takiego plastyka, było to osobliwsze zdanie. Ale większa niespodzianka czekała mnie przed konającym Gladyatorem, czy też Gallem. Łukomski patrzył na niego w milczeniu z pół godziny, a następnie ozwał się przez zaciśnięte zęby, jak ma zwyczaj, gdy go coś poruszy:
— Powiedziano już ze sto razy, że on ma słowiańską twarz — ale istotnie! — to jest coś nadzwyczajnego!... Mój brat dzierżawi Kozłówek, koło Sierpca. Był tam Michna, fornal... Zeszłego roku utonął, pławiąc konie. Powiadam panu!... kubek w kubek ta sama twarz. Ja tu często i godzinę przestoję, bo mi tego trzeba...
Uszom nie chciałem wierzyć i dziwiłem się, że sufit Kapitolu nie zapada się na nasze głowy. Sierpc, Kozłówek, Michna, tu — w tym świecie antyków i klasycznych form — i w czyich ustach, ale takiego Łukomskiego! Ale odrazu odmalował mi się, po za rzeźbiarzem człowiek: «Toś ty, bratku, taki plastyk — pomyślałem sobie — taki Grek, taki Rzymianin? To ty przychodzisz patrzyć na Gladyatora nietylko
Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.1.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.