cia noszą ci ludzie w sobie! Może im być z tem źle lub dobrze, ale to są bogacze w porównaniu ze mną. Im nie grozi ani pustka, ani czczość! Mają zapasu życiowego każden za dziesięciu. Ja przecież poczuwam się niby także do pewnego związku z mojem społeczeństwem, ale to poczucie nie jest tak bezpośrednie, nie pali się ono we mnie, jak płomień w lampie, nie stało się częścią mojej istoty. Mnie do życia nie trzeba ani żadnego Kozłówka, ani Michny, ani Płoszowa, czyli, że tam, gdzie dla takiego Łukomskiego, albo Sniatyńskiego, biją żywe zdroje, z których czerpie się racyę życia — tam ja znajduję suchy piasek. A przecież, gdyby oni nie mieli tych podstaw, zostałyby jeszcze: jednemu jego rzeźba, drugiemu jego literatura. Jestto prawie rzecz nie do uwierzenia, żeby człowiek, który posiada tyle, co ja, warunków do szczęścia, nietylko nie był szczęśliwy, ale poprostu nie wiedział, dlaczego żyje. Niezawodnie wina to tych warunków, w jakich się chowałem, tych Rzymów, Metzów, Paryżów i znów Rzymów; byłem trochę jak drzewo, oderwane od swojego gruntu, a nie zasadzone dobrze na cudzym — ale też wina i moja, bom stawiał znaki zapytania i filozofowałem tam, gdzie inni tylko ko-
Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.1.djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.