Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/074

Ta strona została uwierzytelniona.

ma księgarnię z elementarnemi książkami w Warszawie, trzeciego, który ukończył szkołę handlową, wziął Kromicki, jako swego pomocnika, na Wschód.
— Najlepiej z pomiędzy nas idzie piwowarowi — mówił młody doktór — ale wszyscy pracujemy tęgo i być może, że się czegoś dorobimy. Szczęście, że ojciec stracił majątek; inaczej bylibyśmy «glebae adscripti», siedzielibyśmy każdy na swojej wiosce i wkońcu jeszczebyśmy pobankrutowali tak, jak ojciec.
Mimo, iż umysł mój był nietylko zajęty, ale wprost pochłonięty czem innem, słuchałem doktora z pewnem zajęciem. Otóż, pomyślałem sobie, ludzie nie przerafinowani, ani też nie pogrążeni w ciemnocie. Pokazuje się jednak, że w tym kraju są tacy, którzy mogą coś robić i którzy tworzą jakieś pośrednie a zdrowe ogniwa pomiędzy przekwitem a barbarzyństwem. Być może, że tego rodzaju warstwa tworzy się dopiero po większych miastach i że zasilają ją codziennie synowie pobankrutowanej szlachty, którzy z konieczności przyswajają sobie mieszczańską tradycyę pracy, a przynoszą do niej tęgie muskuły i nerwy. Mimowoli przypomniałem sobie, jak raz Sniatyński krzyczał za mną