tak. Przecie ty rozumiesz, że ja nie mogę przyjąć takiej intencyi.
— Czemu nie możesz? Nie chciej mnie źle zrozumieć. Jesteś i zostaniesz dla mnie zawsze bardzo kochaną siostrą. Nic więcej nie chciałem ci powiedzieć.
Anielka podała mi rękę prawie gorączkowo, którą podniosłem do ust zwolna i z największą czcią.
— Tak, zostanę, zawsze zostanę! — odpowiedziała pospiesznie.
A ja widziałem, że jakby kamień spadł jej z serca, tak ją uspakajał, ujmował i wzruszał ten jeden wyraz: siostra. To sprawiło, żem i ja zdołał zapanować nad sobą, bo w pierwszej chwili, gdym ustami dotknął tej najdroższej ręki, prawie mi w oczach pociemniało i chciałem objąć ją, przytulić do siebie i wyznać całą prawdę.
Tymczasem twarz Anielki stała się jaśniejsza i weselsza. W miarę, jak zbliżaliśmy się do domu, niepokój jej niknął, ja zaś, widząc, jak bardzo ją sobie ujmuję, idąc taką drogą, mówiłem dalej tonem spokojnej, zwykłej rozmowy:
— Widzisz, siostrzyczko, koło mnie jest ogromna pustka. Ojciec mój nie żyje, ciotka jest
Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.