trzyć się w drzewo. W gruncie rzeczy było mi to wszystko jedno, ale ponieważ uczynili to bez pozwolenia i w jakiś dziki sposób, ponieważ zresztą byłem w złem usposobieniu, więc począłem ich wypędzać z wielkim gniewem, który wzrastał w miarę ich oporu. Zagroziłem już im wójtem, gdy nagle ozwał się za mną, najsłodszy w świecie dla moich uszu głos, pytając po francusku:
— Czy to naprawdę co szkodzi, Leonie, że oni uprzątną park?
Obróciłem się i ujrzałem Anielkę w chusteczce na głowie, podwiązanej pod brodę. Obiema rękoma podtrzymywała sukienkę, odsłaniając do kostek swoje małe stopy, przybrane w wysokie buciki — i pochylona nieco, patrzyła na mnie jakby z prośbą.
Na jej widok gniew mój zniknął w jednej chwili — zapomniałem o tych przykrych wrażeniach, przez które przeszedłem niedawno — i tylko patrzyłem na nią, nie mogąc oczu nasycić.
— Każesz? — spytałem.
I zwróciwszy się do ludzi, rzekłem:
— Podziękować pani i brać drzewo.
Tym razem spełnili mój rozkaz chętnie. Nie-
Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.