o tem Anielce. Wreszcie jednak w połowie drogi odezwałem się:
— Jak doskonale zeszedł dzień dzisiejszy — nieprawda?
— Dawno już takiej muzyki nie słyszałam — odpowiedziała Anielka.
— A jednak byłaś jakby z czegoś nie rada: tego mi nie wytłómaczysz. Ja tak uważam na to, co się z tobą dzieje, że widzę najmniejszy cień na twojej twarzy.
— Dziś musiałeś się zajmować gośćmi... Jesteś bardzo dobry, ale zaręczam ci, że mi nic nie jest.
— Dziś zajmowałem się, jak zawsze tylko tobą — a na dowód tego, jeśli mi pozwolisz, to powiem ci: o czem myślałaś w ciągu dnia.
I nie czekając jej pozwolenia, mówiłem dalej:
— Myślałaś, że jestem podobny trochę do Łatyszów; myślałaś, żem cię zwiódł, mówiąc ci o pustce, jaka mnie otacza; myślałaś wreszcie, żem niepotrzebnie prosił cię o przyjaźń, bom ją sobie poprzednio znalazł gdzieindziej. Czy nie tak było? powiedz mi szczerze...
Anielka odpowiedziała z pewną trudnością:
— Skoro koniecznie chcesz, więc... być może... Ale to mnie mogło tylko cieszyć...
Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.