Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

jak dżokejską czapkę, a dowcip, jak szpicrutę, którą przecina twarze. Wyszedłem jednak bez pręgi — owszem, byłem nawet nieco kokietowany. Następnie odbyłem kilkanaście wizyt za pomocą biletów. Pragnę, by ludzie myśleli, że stale mieszkam w Warszawie.
Ponieważ sprowadzenie zbiorów ojcowskich mi nie wystarcza, jestto bowiem kwestya mojej woli i mego worka, nie zaś pracy, zastanawiałem się więc nad tem, co mógłbym robić prócz tego. Ludzie mego położenia poprzestają u nas ogólnie na administrowaniu swą fortuną, co, mówiąc nawiasem, robią, z nielicznymi wyjątkami, źle, daleko gorzej odemnie. Zaledwie kilku z pomiędzy nas odgrywa jakąś rolę w życiu publicznem. Powiedziałem już wyżej, że tu się ludzie bawią jeszcze w arystokracyę i demokracyę, są więc między nami tacy, którzy, jako cel życia, postawili sobie walkę z prądami demokratycznymi i obronę hierarhii społecznej. Co do mnie, uważam to za sport taki dobry, jak każdy inny, ponieważ nie jestem sportsmanem, zatem nie mogę należeć do zabawy. Gdyby nawet nie była to zabawa, gdyby krył się w tem jakiś sens praktyczny, jestem nadto sceptykiem względem obu obozów, bym potrafił do którego