Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.

się nieco i przyjęła mnie z pewną oziębłością, ale taką, która czeka tylko na jakieś cieplejsze, przyjazne słowo, by zmienić się w wielką serdeczność. Ja pozostałem jednak chłodny; po kwadransie równie grzecznej, jak ceremonialnej rozmowy, poszedłem dalej i zamieniwszy w drodze po parę słów z innymi znajomymi, wróciłem do naszego powozu, albowiem dwie pierwsze gonitwy odbyły się przez ten czas i nadeszła kolej na «Naughty-boy’a.»
Spojrzałem na ciotkę: wyraz jej twarzy był uroczysty; widać jednak było, że usiłuje zachować zimną krew. Za to na twarzy Anielki odbił się wyraźny niepokój. Oczekiwaliśmy dość długo na ukazanie się koni, bo przy wadze marudzono jakoś niezwykle. Tymczasem nadbiegł Śniatyński, zdaleka już wymachując swemi długiemi rękoma i pokazując bilety, zakupione w totalizatorze.
— Postawiłem miliony za «Naughty-boy’em» — zawołał — jeśli mnie zdradzi, obciążam hypotekę Płoszowa.
— Mam nadzieję — zaczęła z godnością ciotka — że pan...
Lecz nie skończyła, bo w tej chwili ponad ciemną masę ludzi zebranych w okolicach try-