może być porwana przez miłość, jak drzewo przez huragan, ale jej nie uzna nigdy.
Czy ja kiedy zdołam porwać Anielkę? Może to głębokie, rozpaczliwe zniechęcenie, które mnie w tej chwili ogarnia, jest chwilowe, może jutro będę z większą nadzieją patrzył w przyszłość, dziś jednak wydaje mi się to prawie niepodobieństwem.
Napisałem sam kiedyś w tym pamiętniku, że w niektórych domach u nas wychowanie wszczepia kobietom skromność tak, jak ospę. Trzeba mi się i z tem liczyć, że owo prawidło, które mówi: «Żona ma należeć do męża,» a w które Anielka święcie wierzy, chronione jest w dodatku przez wstydliwość, tak w niej istotną, tak z nią zrosłą, tak przerobioną w jej naturę, że ja sto razy łatwiej mogę sobie wyobrazić tę Anielkę na marach, niż odsłaniającą przy mnie piersi.
I ja mogę się jeszcze łudzić, mogę od takiej kobiety czegoś oczekiwać? To jest przecie prosta bezmyślność!
Więc co mam zrobić? Wyjechać?
Nie wyjadę! — nie chcę i nie mogę!
Zostanę — a ponieważ moje uczucie jest bezmyślne, więc będę postępował bezmyślnie. Dość
Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/244
Ta strona została uwierzytelniona.