Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/247

Ta strona została uwierzytelniona.

coś jeszcze, wyszła, może dlatego, żeby gdzie w kącie obetrzeć łzę żalu do mnie — ja zaś zbliżyłem się skwapliwie do Anielki i powiedziałem:
— Anielciu! za skarby świata nie ożeniłbym się z panną Zawiłowską, ale wyrozumiej mnie. Nie dość mi zmartwień, jeszcze i z tej strony nie mam spokoju. Ty jednak wiesz najlepiej, że to się nigdy nie stanie.
— Owszem... cieszyłabym się, gdyby się to stało — rzekła z wysileniem.
— Nieprawda! widziałem żeś zbladła — widziałem!
— Pozwolisz, że odejdę...
— Anielko moja, ty mnie kochasz! Nie okłamuj siebie i mnie: ty mnie kochasz!
A jej usta znowu pobielały.
— Nie — odpowiedziała prędko — ale się boję, że cię znienawidzę.
I odeszła do matki. Ja wiem, że kobiecie, która toczy ze sobą walkę, musi się tak często wydawać; że miłość gorzka i zabroniona musi przybierać podobną barwę; a jednak słowa Anielki zdmuchnęły moją radość, jak świecę. Istnieje pełno w życiu takich rzeczy, zupełnie naturalnych, których poprostu nerwy, ni siły ludzkie, nie znoszą. Uderza mnie teraz jedna