sko i poczęło mnie przepraszać za swoje pochwały dla panny Zawiłowskiej. Ucałowałem jej obie ręce i nawzajem przepraszałem ją za moje rozdrażnienie — ona zaś mówiła:
— Przyrzekam ci, że już o niej nie wspomnę. Prawda, mój Leonie, chciałabym z duszy serca, żebyś się ożenił, bo jesteś ostatni z rodziny, ale Pan Bóg wie najlepiej, czy mi nadewszystko nie chodzi o twoje szczęście — mój drogi, kochany chłopcze.
Ja uspokajałem ją, jakem umiał, w końcu zaś rzekłem:
— Cioteczka wie, że ja jestem trochę baba, nerwowa baba!
Lecz ciotka zaraz oburzyła się na mnie.
— Ty, baba? Każdy może pobłądzić, ale żeby wszyscy mieli tyle rozumu i charakteru, toby się na świecie inaczej działo!
I jak tu rozpraszać takie złudzenia? Czasem porywa mnie rozpacz, bo sobie mówię: co ja mam do roboty w takim domu i wśród takich kobiet, które wzięły w arendę anielstwo? Dla mnie już za późno nawracać się na ich wiarę, a ile ja im mogę zgotować zmartwień, zawodów i nieszczęść!
Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/251
Ta strona została uwierzytelniona.