tałem dziś zrana odczyt Bungego pod tytułem «Witalizm i mechanizm» i czytałem z wyjątkowem zajęciem; wykazuje on bowiem naukowo to, co było w moich myślach oddawna, ale miało formę raczej niejasnych poczuć, niż określonych przekonań. Tu wiedza przyznaje się do sceptycyzmu względem siebie samej i nadto stwierdza nietylko swoją bezsilność, ale i pozytywne istnienie jakiegoś świata, który jest czemś więcej, niż materyą i ruchem, i który się nie daje wytłómaczyć ni fizycznie, ni mechanicznie. To już mi jest wszystko jedno, czy ten świat będzie czemś naddanem względem materyi, czy czemś poddanem. Czysta gra słów! Ja nie jestem uczonym, nie jestem obowiązany do ostrożności we wnioskach, więc rzucam się głową naprzód w te otwarte drzwi i — niech sobie nauka sto razy mówi, że tam jest ciemno, ja czuję, że mi tam będzie widniej, niż z tej strony. Czytałem z chciwością prawie gorączkową i z ulgą wielką. Tylko zacofani głupcy nie zdają sobie sprawy, jak nas materyalizm gnębi i śmiertelnie nuży, jaka jest utajona bojaźń w umysłach, żeby wypadkiem jego nauka nie okazała się prawdą, jakie oczekiwanie nowej ewolucyi naukowej i jaka radość jeńców, gdy się otworzy lada furtka, którą można uciec na
Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.