Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.3.djvu/015

Ta strona została uwierzytelniona.

— To kupiłem, jakem był w Batum. Ładne, co? Pójdą przed nasze łóżka.
Zmęczywszy się, siadł po wyjściu służącego na fotelu i gadał dalej o swoich obrotach na Wschodzie i nadziejach, ale ja myślałem o czem innem. Jestto niechybnie ratunkiem dla człowieka, iż w danym razie, nie mogąc się obronić ogółowi nieszczęścia, broni się pojedynczym jego szczegółom. Mnie teraz chodzi głównie o to, czy Kromicki pojedzie, czy nie pojedzie do Gasteinu, dlatego po chwili rzekłem:
— Mało cię znałem dotychczas, ale teraz wierzę, że ty zrobisz majątek. Nie jesteś nic a nic lekkomyślny i dla sentymentów nie poświęcisz spraw ważniejszych.
Kromicki uścisnął mi gorąco rękę.
— Nie uwierzysz — odpowiedział — jak mi na tem zależy, żebyś miał zawsze do mnie zaufanie.
Ja, w pierwszej chwili, nie uważałem na szczególne znaczenie tych słów; zajęty byłem myślą, że już popełniłem względem Kromickiego kłamstwo i podłość — kłamstwo, bom nie wierzył w jego zdolności do interesów, a podłość, bom mu pochlebiał — jemu, któregobym chętnie utopił w łyżce wody. Ale chodziło mi przede-