Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.3.djvu/038

Ta strona została uwierzytelniona.

na ręku, zdmuchiwał przed nią proch, kochałbym ją na śmierć.


1 Lipca.

Zazdrość moja byłaby nędzną, gdyby nie to, że jest w niej ból wyznawcy, któremu profanują jego bóstwo. Jużbym się wyrzekł nawet dotknięcia jej ręki, gdybym mógł umieścić ją na jakiejś górze niedostępnej, do której nie wolnoby się było nikomu zbliżyć.


2 Lipca.

Łudziłem się, żem zdrętwiał. To, co było chwilowym stanem nerwów, poczytałem za stały stan duszy. Zresztą, już wówczas podejrzewałem, że to nie będzie trwałe.


3 Lipca.

Jednak coś między nimi zaszło. Ukrywają oboje urazę, jaką wzajem do siebie czują, ale ja ją widzę. Od kilku dni nie spostrzegłem, by on brał jej ręce, jak to miał zwyczaj czynić poprzednio — i podnosić je kolejno do ust, albo żeby gładził jej włosy, albo całował czoło. Miałem chwilę prawdziwej radości, ale zatruła ją sama Anielka. Zauważyłem, że ona usiłuje go