Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.3.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

jest miłość podobna do tej troskliwości, przez którą wyciągają konającemu poduszkę z pod głowy, żeby mniej głośno chrapał i krócej się męczył. Ja będę krócej się męczył, a za to Kromickiemu będzie łatwiej odjeżdżać z pociechą, której ta idealna istota przywykła oczekiwać od małżonka.»
I Anielka stała mi się w tej chwili nienawistną. Pierwszy raz w życiu poczułem, że wolałbym, gdyby ona naprawdę kochała Kromickiego, — byłaby mi mniej wstrętną! Gniew i zawziętość odbierały mi przytomność, widziałem jasno tylko to jedno: że jeśli czegoś nie uczynię, jeśli nie zemszczę się nad nią w jakikolwiek sposób, to stanie się ze mną coś strasznego. Zerwałem się pod wpływem tej myśli, jakby dotknięty rozpalonem żelazem i chwyciwszy kapelusz, poleciałem szukać Kromickiego.
Nie znalazłem go w domu, ani w ogrodzie. Poszedłem pod Wandelbahn — następnie do czytelni, nie było go i tam. Przez chwilę przystanąłem na mostku przy wodospadach, namyślając się, gdziebym mógł go znaleść. Wiatr wiał od strony kaskad i rzucał mi w twarz tumany wodnego pyłu. Sprawiło mi to ogromną ulgę i przyjemność. Zdjąwszy kapelusz, wystawiłem