Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.3.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

Anielka podała mi po chwili milczenia rękę.
— Ja taką przyjaźń — rzekła — zawsze miałam dla ciebie i z całej duszy, z całego serca ci ją przyrzekam.
Mnie, szczerze mówiąc, zabolał ten wyraz: przyjaźń. Dla mnie on był zamały i wydało mi się, że jest także zamały dla tej chwili. Zmilczałem jednak. «Ją — pomyślałem w duszy — wyraz: «miłość» jeszcze przestrasza; ona musi się do niego przyzwyczaić, więc skoro rzecz jest ta sama, czy warto, abym dla nazwy zakłócał tę zgodę i to szczęście, jakieśmy nareszcie wydobyli z całych pokładów nieporozumień, goryczy, zmartwień, udręczeń? Oboje jużeśmy tak zmęczeni i tak nam należy się wypoczynek, że warto coś dla niego poświęcić.»
Był to zresztą cień, który zniknął przy świetle tej myśli, że ta ukochana istota należy jednak do mnie i że jestto moja żona duchowa i wierna. Byłbym oddał nie wiem co za to, gdybym mógł na wyraźne pytanie: «czy ty jesteś moja?» — usłyszeć jej twierdzącą odpowiedź. I pytałbym sto razy na dzień i nigdybym nie miał dosyć odpowiedzi — ale w tej chwili bałem się ją zastraszyć. Ja, który wszystko potrafię wyrozumieć, nie miałżebym wy-