podsunąwszy myśl o portretowaniu Anielki. Z tej strony pięć minut rozmowy wystarczało i sprawę można było uważać za skończoną, począłem tylko zastanawiać się nad tem, komu powierzyć wykonanie portretu. Z westchnieniem pomyślałem, że w żadnym razie nie namówię tych pań do Paryża, gdzie miałbym wybór między dokładnością i objektywizmem Bonnata, zuchwałym rozmachem Karolusa Duran i słodyczą Chaplain’a. Przymknąwszy oczy, wyobrażałem sobie, jak każdy z nich wywiązałby się z zadania i lubowałem się wyobrażeniem. Ale zresztą nie było to możliwe do przeprowadzenia. Przewidywałem, że ciotka zechce, by Anielkę malował polski malarz. Nie miałbym nic przeciw temu, albowiem przypomniałem sobie, że na wystawach w Warszawie i Krakowie widziałem kilka portretów, wcale nie gorszych od sławnych płócien zagranicznych. Przestraszała mnie tylko zwłoka. Pod względem zachceń, jak pod wielu innemi, mam usposobienie kobiece: gdy o czem pomyślę dziś, chcę, by to się stało jutro. Ponieważ byliśmy w Niemczech, w pobliżu Monachium i Wiednia, zacząłem więc przebierać myślą między niemieckimi malarzami. Wyłowiłem wreszcie dwa nazwiska: Lenbach i Angeli.
Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.3.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.