Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.3.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

Ostatecznie, analiza jej serca i uczuć nie doprowadza mnie do żadnych pewników. Ciągle stoję na rozdrożu. Do moich „nie wiem“ religijnych, filozoficznych, społecznych, przybywa jeszcze jedno, osobiste, stokroć dla mnie ważniejsze, to bowiem rozumiem doskonale, że przez takie „nie wiem“ można kark skręcić.
Sam kułem ten łańcuch, który mnie do Anielki przywiązuje, ale też przywiązuje bez cienia podobieństwa, żeby kiedykolwiek prysnął. Kocham ją rozpaczliwie, lecz pytanie, czy i nie chorobliwie zarazem? Gdybym był młodszy, zdrów na duszy i ciele, mniej zwichnięty, normalniejszy, tobym się może urwał, a przynajmniej wobec tej pewności, że nigdy do niczego nie dojdę — że, mówiąc grubo, nic nie wskóram — że jej ramiona nigdy nie otworzą się dla mnie, starałbym się potargać te więzy. Ale dziś nie czynię nawet usiłowań. Kocham ją tak, jak człowiek chory na nerwy, bliski manii, albo jak kochają ludzie starzy, którzy, gdy się uczepią miłości, to trzymają się jej ze wszystkich sił. Albowiem staje się ona dla nich kwestyą życia. Podobnie czepiają się ludzie gałęzi, wisząc nad przepaścią.
Z mojego życia to jedno wykwitło, więc też