porównanem. Była w niem jakaś naiwna bezceremonialność wielkiej damy, będącej zawsze w zgodzie z dobrym smakiem, ale nie robiącej sobie nic z nikogo. Angeli, człowiek przywykły do hołdów, ale bardzo zarazem sprytny, poznał się na tem i widziałem, że go to bawiło.
Zdecydowaliśmy się na czarną jedwabną suknię, nadzwyczaj zresztą wykwintną. Szczególniej figura Anielki ślicznie się w niej wydaje. Widać jej smukłość i zarazem pełność. Nie mogę o tem ani myśleć, ani pisać spokojnie. Angeli, mówiąc do Anielki, użyl wyrazu: «mademoiselle». Kobieca natura jest dziwna, choćby nawet była anielska. Widziałem, że to mojemu kochanemu stworzeniu zrobiło przyjemność, a jeszcze większe zadowolenie ujrzałem w jej ślicznej twarzyczce, gdy Angeli, poprawiony przezemnie, odpowiedział:
— Ależ ja się będę ciągle mylił! Patrząc na panią, niepodobna się nie omylić...
Rzeczywiście, z temi rumieńcami, bijącemi jej na twarz, była tak zachwycająca, że mi się przypomniał — i przypomniał dokładniej, niż poprzednio — ów wiersz, który pisałem niegdyś, a którego każda zwrotka kończyła się słowami:
Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.3.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.