się wszystko, raz na zawsze i że muszę wyjechać, że nie mogę nie wyjechać... To poczucie zrobiło ze mnie automat, spełniający doskonale wszystkie czynności, odnoszące się do wyjazdu. Byłem do tego stopnia przytomny, żem nawet ocalił pozory. Po co — nie wiem! Nic mi na tem nie zależało. Były to zapewne mechaniczne odruchy mózgu, który przez całe miesiące, lata przywykł do ukrywania prawdy i ratowania pozorów. Powiedziałem pani Celinie, żem był u doktora, żem chory na serce, że kazał mi jechać, nie tracąc minuty, do Berlina — i ona uwierzyła.
Anielka, nie! Widziałem jej oczy — rozszerzone z przestrachu, widziałem wzrok shańbionej męczennicy i było we mnie dwóch ludzi: jeden mówił: co ona winna? — drugi miał chęć w twarz jej plunąć.
O, czemu ja tę kobietę tak kochałem!
To już blisko dwa tygodnie, jakem wyjechał. One pewnie już wróciły do Płoszowa. Pisałem dziś do ciotki, bo bałem się, że się o mnie zlęknie i tu przyjedzie. Czasem dziwnie mi pomy-