Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.3.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

że ciągle mam w duszy pytanie: na co to? co z tego przyjdzie?


21 Września.

Nigdy dotąd nie spędziłem nocy tak strasznej. Miałem wrażenie takiej trwogi, jakbym schodził po nieskończonych schodach w coraz głębsze ciemności, w których dzieją się rzeczy równie okropne, jak niewyraźne. Postanowiłem opuścić Berlin, bo pod tem niebem ołowianem można się udusić. Wrócę do Rzymu, do mego domu na Babuino — i tam się już osiedlę na stałe. Myślę, że rachunki moje nietylko z Anielką, ale z całym światem, są już zupełnie ukończone i mogę sobie wegetować spokojnie w Rzymie, póki na mnie nie przyjdzie czas. Oby przynajmniej spokojnie! Wczorajsza wizyta u Klary przekonała mnie, że choćbym chciał, nie potrafię już żyć z ludźmi i że nie mam im się czem wypłacić nawet za ich dobroć. Zostałem wyłączony z ogólnego życia, stoję na zewnątrz i chociaż czuję pustkę nieopisaną, nie mam już ochoty wracać.
Myśl o Rzymie, o mojej pustelni na Babuino, uśmiecha mi się — wprawdzie blado i smutnie — ale wolę to, niż co innego. Stamtąd wy-