zdołałem jej w sobie wzbudzić, jakby i wola moja była równie bezsilną, jak ciało.
Zmęczono mnie tego dnia bańkami, potem leżałem spokojnie, bez wrażeń. Chwilami myślałem, że pewno umrę, ale nie przywiązywałem do tego większej wagi, jak do innych rzeczy, które działy się koło mnie. Być może, iż w każdej cięższej chorobie, nawet zachowując przytomność, traci się poczucie różnicy między sprawami większemi i mniejszemi, uwaga zaś, niewiadomo dlaczego, przywiązuje się do drobiazgów. Mnie dnia tego, prócz czupryny doktora, zajęło głównie odsuwanie górnej i dolnej zasuwy od drzwi przyległego pokoju, w którym postanowiła zamieszkać Klara. Pamiętam, żem oka nie spuszczał z tej czynności, jakby mi na niej coś zależało.
Wkrótce potem nadszedł felczer, który miał mnie doglądać pod nadzorem Klary. Zaczął coś zaraz mówić do mnie, ale Klara nakazała mu milczenie.
Jednak męczy mnie jeszcze długie pisanie — więc przerywam.
Nerwy moje uspokoiły się przez tę chorobę; nie doznaję już tych trwóg, które dawniej tak