Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/82

Ta strona została uwierzytelniona.

gnała go jakoś ozięble, ale on nie zważał na to.
Po drodze wesoło machał kijem, ścinając przydrożne zioła. Księżyc świecił, cicho było w powietrzu, jako zwyczajnie pogodną nocą letnią. Nagle Wilkowi zdawao się, że słyszy jakby odgłos łamanych drzewek. Stanął i słuchał. Tak jest, ktoś łamał drzewka owocowe, któremi Wilk obsadził drogę. Wszystka krew uderzyła mu do głowy.
— Kto tu? — krzyknął grzmiącym głosem.
Jakaś biała postać zaczęła co sił uciekać ku gościńcowi. Wilk skoczył za nią jak błyskawica i w tejże chwili był tuż przy niej. Jakiś ogromny chłop, widząc, że nie uciecze, obrócił się groźnie, trzymając siekierę w dłoni.
— A co ty, panku! myślisz, że ja się boj...
Stęknął i nie dokończył. Wilk jednym zamachem żelaznej ręki obalił go na ziemię i, klęknąwszy mu na piersiach, ryknął:
— Łotrze!