Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.

„Jest tam figowe drzewo ze skały zwieszone,
„Pod nim groźna Charybda łyka morze słone,
Trzykroć w dzień je wyrzuca, trzykroć wciąga w siebie,
A gdy wciąga — o niechże nie będzie tam ciebie.”



Dziś się czasy zmieniły: Charybda nie wciąga już w siebie słonej wody, a Scylla straciła zapewne zęby ze starości i nie porywa marynarzy. Cieśnina nie należy już nawet do niebezpiecznych przesmyków morskich. Dla naszej „Ravenny”, która kilkanaście razy na rok przechodzi groźne zawsze morze Czerwone i groźniejszy jeszcze Babelmandeb — to prawdziwa zabawka.
Zresztą, przed przybyciem do Neapolu, „Ravenna” przeszła burzę, co się nazywa — i teraz nie robi sobie z byle czego wielkich rzeczy. Fala urwała szalupę. Pasażerowie wylatywali, w czasie tej burzy, z łóżek; pewien młody Anglik potłukł się nawet porządnie. Ale opowiadają o niej spokojnie, jak o jednym ze zwykłych epizodów podróży. Wszyscy jadą z Londynu, więc już przywykli do morza; nie choruje nikt. Większość dąży do Kalkuty, nie zrobili więc nawet jeszcze połowy drogi.
Podróżni, prócz nas i młodego Hindusa — sami Anglicy. Jest kilka missek — między niemi jedna, zasługująca na nazwę miseczki, bo i młoda