Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/024

Ta strona została uwierzytelniona.

i ładna. Ta przechadza się cały dzień po pokładzie, tłumiąc, za pomocą parasolki, swoje suknie, które niedyskretny wiatr żenie, jak mu się podoba. Młody Hindus siedzi, a raczej leży, cały boży dzień na fotelu, z nogami w górze, wykonywając, i to z niechęcią, tylko te ruchy, których wymaga zapalenie fajki. Schodzi także na dół, ilekroć dają jeść; zresztą nie widziałem, żeby choć ręką ruszył. Jestto zapewne jakiś znakomity Hindus, może syn jakiego radży, wracający z Oxford lub Cambrige. Jego złotawo-zielona cera i czarne, jak aksamit, oczy, ślicznieby się zapewne wydawały, gdyby nosił turban — ale w szarym pidżaku angielskim i w szarej, o dwóch daszkach czapce na głowie, młody radża wygląda, jak usmolony kapcan. Zresztą, wydaje się nadzwyczaj sfatygowany podróżą, nauką lub życiem i zaledwie odpowiada Anglikom, którzy od czasu do czasu do niego zagadują.
W ogóle brak na pokładzie charakterystycznych figur. Nawet kapitan ma minę, nie wilka morskiego, ale dobrotliwą twarz angielskiego fermera. Widocznie jednak zna się na swem rzemiośle — i patrząc na niego, nie wiem dlaczego, nabiera się wiary, że ten człowiek ani sam nie utonie nigdy, ani też ludzi nie potopi.