Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/058

Ta strona została uwierzytelniona.

przyjechał kupczyk grecki, który za handlem chodził i w głąb lądu. Był to brat mego gospodarza, więc łatwo mi go było sprowadzić i wypytywać. Zapewniał mnie, że był wszędzie, ale że czasem odpowiedzi jego wydawały mi się jakoś niepewne, więc na próbę pytam:
— Czy Bagamoyo to duże miasto?
— Tyle a tyle miszkańców.
— A Kilima-Ndżaro?
— Tyle samo.
Otóż Kilima-Ndżaro jest górą, nie miastem. Łatwo zrozumieć, że po takiej odpowiedzi poradziłem memu kupczykowi, żeby sobie poszedł na przechadzkę po Suezie.
Nie przestałem jednak chodzić po agencyach, jak również rozmyślać, gdzie mam jechać. Wahałem się jeszcze w wyborcze okolicy. Dzięki uprzejmości i stosunkom rzymskim Siemiradzkiego, miałem listy i do Masawy. Za Masawą przemawiało wiele. Naprzód podróż to znacznie bliższa i mniej utrudzająca, a że po chorobie w Kairze nie byłem w pełni sił, więc musiałem się z tem liczyć. Następnie klimat Masawy, mimo słynnych tamtejszych upałów, jest zdrowy; nie ma tam febr błotnych, bo nie ma błot; tam Abisyńczycy biorą poprostu człowieka i skręcają mu