Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/060

Ta strona została uwierzytelniona.

się do Abisynii, to już nie będę mógł zwiedzić Zanzibaru i pobliskiego stałego lądu.
Zanzibar zaś i przyległy mu ląd wydawały mi się więcej egzotyczne. Ponieważ taką wyprawę czyni się raz w życiu, więc, żeby nabrać ochoty do uczynienia jej drugi raz, trzeba dotrzeć daleko i widzieć rzeczy prawdziwie ciekawe. Pomyślałem, prócz tego, że jeśli starczy zdrowia i pieniędzy, to przecie Masawa leży na powrotnej drodze z Zanzibaru...
Stanęło więc na Zanzibarze.
Potem, jak zwykle po każdem postanowieniu, nastąpił koniec rozmyślań, folga, nudy i pogodzenie się z losem. Jesteśmy przecie w kraju, w którym wierzą w przeznaczenie. Ono widocznie chciało, bym nie jechał statkiem francuskim „Amazone“, lecz niemieckim „Bundesrathem“ i bym pod równikiem jadł Leberwurst, Sauerkraut i Kalbsbrust mit Kartoffel-salat. Niechże i tak będzie! Tymczasem mam przed sobą pięć dni czasu, który mogę przepędzić w sposób, jeżeli nie rozkoszny, to przynajmniej oryginalny, to jest klnąc na zimno w Afryce i chodząc w ciepłym paltocie nad morzem Czerwonem.
Tego mógłby mi każdy Anglik pozazdrościć.
Morze Czerwone odznacza się przedewszyst-