nabierały coraz bardziej barwy pięknego toruńskiego piernika.
Pod pewnym stopniem szerokości nawet koszule poczyna się uważać za przestarzały europejski przesąd. Biały płócienny surducik na siatkowy podkoszulek, takież „niegodne wspomnienia“ i płócienne trzewiki — oto, czego potrzeba podróżnikowi dbałemu o strój. Kto o niego nie dba, może jeszcze porobić oszczędności, zwłaszcza na statku, na którym nie ma dam. Bywało tak gorąco, że mimo podwójnego dachu z żaglowego płótna, piekliśmy się poprostu na pomoście, jak na patelni. Ale nasz los był jeszcze godzien zazdrości, w porównaniu z losem haremu. Ach, nieszczęśliwy harem! Od chwili wyjazdu z Adenu nie ukazał się ani razu na pokładzie, a kabinkę opuszczały te panie jedynie wówczas... Nie! podobno wcale jej nie opuszczały! Jedna tylko młoda, może czternastoletnia i, mówiąc bez nawiasu, bardzo ładna murzynka, siadywała wieczorami, z nargilą, na podłodze korytarza, przed drzwiami kabinki. Kapitan przez litość nie bronił jej palić, chociaż we wnętrzu statku jest to surowo wzbronione. Tak siedząc nisko, skulona, wyglądała w ciasnocie korytarza jak dziki, osowiały ptak, zamknięty w klatce.
Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.