tni żywią jaką wdzięczność dla białego człowieka za to, że gdzie stąpił nogą, tam handel niewolnikami ustawał. Z czasem może tak będzie, ale ten czas jeszcze nie przyszedł. Jeszcze dziś poczucie prawowitości niewoli tkwi w krwi afrykańskiej. Zresztą, murzynowi wydaje się zapewne, że na zniesieniu handlu zyskał wprawdzie o tyle, że dziś sam już nie może popaść w niewolę, ale natomiast i stracił, bo dawniej mógł kupować lub zaganiać niewolników — dziś już nie może. W Zanzibarze handel istnieje tylko w tajemnicy i napływ świeżych niewolników jest niewielki — dawniejsi jednak nie zostali usamowolnieni i jest ich mnóstwo. Zwiedzając murzyńską część miasta, ani się domyślasz, widząc tych wszystkich ludzi zarówno czarnych, zarówno gołych, w jednakich chatach mieszkających, że tam jeden jest właścicielem, drugi rzeczą, że jeden ma wszystkie prawa, drugi żadnych. A jednak tak jest — murzyni posiadają także swoich murzynów, niewolnicy swoich niewolników — i wszyscy uważają ten stosunek za tak naturalny, jak i to, że jeden jest silniejszy, drugi słabszy, jeden wysoki, drugi maleńki.
O Arabach niema co i mówić. Całe ich gospodarstwo w Zanzibarze oparte jest na pracy
Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/165
Ta strona została uwierzytelniona.