Ta strona została uwierzytelniona.
zawzięcie, jakby chciało sobie wieczność kupić. Życie kipi w tem mieście, jak na jarmarku. Widzę dotąd stosy kłów słoniowych, wory gwoździków, kupy różnobarwnych owoców, lasy masztów w porcie i setki łodzi z wiosłami po bokach, poruszającemi się jak nogi owadów. To znów przypominają mi się leżące z drugiej strony miasta cieniste gaje mangów i powiewne pióropusze kokosów — nad wszystkiem zaś nieubłagane słońce i duszna, wilgotna atmosfera, w której czai się febra, wysysająca krew z ludzkich twarzy i znacząca je piętnem zmęczenia, tęsknoty, wielkiego smutku i bliskiej śmierci.