z nim kontrakt w konsulacie, a jakkolwiek nie unika się i w takim razie tysiąca kłopotów, mitręg i szkód, jest przynajmniej w danym wypadku kogo pociągnąć do odpowiedzialności. Sewa-Hadżi, do wielu mniej lub więcej jawnych swych zawodów i zajęć, łączy i zawód dostawcy „pagazich“ dla podróżników. Stanley zawsze używał jego posług i kilkakrotnie o nim wspomina; z nim również układał się Mayer, idąc do Kilima-Ndżaro — dlatego też patrzyłem z zajęciem na tak sławną osobę. Jestto człowiek lat około pięćdziesięciu, wysoki, czarnobrody, o złotej cerze i rozumnych oczach. Strojem przypomina wszystkich bogatych Indyan lub Arabów. Bogaty ma być bardzo. Posiada domy handlowe w Zanzibarze i Bagamoyo, które załatwiają wszelkiego rodzaju sprawy, nawet podobno takie, któreby w Europie doprowadziły do pewnych zawikłań z kodeksem. Sewa-Hadżi jest jednak ogólnie dobrze widziany dla swej hojności i innych przymiotów, które mu przyszły razem z pieniędzmi.
Rozmowa nasza krótko zresztą trwała, pokazało się bowiem, że Sewa nie zna żadnego europejskiego języka. Na moje pytanie, czy mówi po angielsku, odpowiedział: „I speak suahili“.
Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/192
Ta strona została uwierzytelniona.