Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

skiej. Niżej kapią kwiaty, podobne do szczodrzeńca i groszków, lecz przeważnie purpurowe, a między niemi kręcą się zielone swojskie papużki. Tuż za altaną parkan, całkiem pokryty bisiorem kwiecia, nad którem strzelają w górę palmy. Podwórze zbiega aż do brzegu, pełne młodych drzew mangowych i innych, w których cieniu drgają pasma słoneczne, nakoniec wzrok gubi się w przestworzu morza, najczęściej tak gładkiem, że gdy obok ogrodu przepływa murzyn w łodzi, to widać drugą łódź i drugiego murzyna w toni.
W godzinach, w których dzieci nie hałasują, ogród zalega milczenie, tylko słońce chodzi, patrzy i piecze. Popołudniu między grzędami i wśród drzew snują się białe habity ojców i rozlegają się śmiechy małych murzynków, ale i wówczas, nad domem i nad ogrodem, zdaje się unosić słowo: Pax. Tam w mieście wre życie handlowe; Arabowie, Hindusi, Niemcy, Anglicy, Murzyni, sprzedają, kupują, walczą o zysk i zarobek — tu, fala tego rodzaju trosk i zabiegów rozbija się u proga, świat inny, w którym o inne rzeczy chodzi, aż dziwny przez to wyzwolenie się od życiowej mordęgi, spokojny bardzo.

Misyonarze zajmują się wychowaniem w zasadach chrystyanizmu dzieci murzyńskich, przez