w Zanzibarze, uczony ojciec Le Roy kończył właśnie drukować, pod kierunkiem msgra de Courmont, wielki słownik ki-suahili-francuski. Wydawnictwo to musiało już wyjść do tej pory.
Msgr de Courmont pochodzi ze starej szlacheckiej rodziny francuskiej. Jestto człowiek w sile wieku, o twarzy wytwornej, na której wszelako klimat wycisnął już swoje piętno. Przyjął on nas bardzo uprzejmie i dowiedziawszy się, iż zamierzamy uczynić wprawę w głąb lądu, przyrzekł natychmiast pomoc wielkiej misyi w Bagamoyo. Wówczas też usłyszałem po raz pierwszy o bracie Oskarze z Bagamoyo. Msgr de Courmont zapewnił nas, że brat Oskar urządzi nam całą karawanę i wszystko, co potrzeba, jak tylko wróci z Mombassa, dokąd w sprawach misyi był wysłany. Mnie, którym wiedział już o olbrzymich trudnościach, z jakiemi ma się do czynienia przy urządzaniu karawany, zdziwiło nieco to, że msgr mówi o tej sprawie, jak o rzeczy błahej i łatwej, począłem się więc z pewnym niepokojem wypytywać, czy istotnie brat Oskar będzie mógł sobie dać z tem radę. Zauważyłem jednak, że moje wątpliwości wywołały tylko uśmiech, szczególniej zaś wstąpiła we mnie otucha, gdy ojciec Le Roy zawołał wesoło: