Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

Pocieszałem się tylko myślą, że dłuższy przymusowy pobyt w Zanzibarze, w którym zresztą powiewy morskie czyszczą powietrze, będzie dla nas rodzajem przygotowania, albo, mówiąc językiem sportowym, rodzajem treningu do przyszłej wyprawy. Tymczasem ludzie doświadczeni upewnili mnie, że mylę się najzupełniej. Upał i bezsenność wysysają krew i wycieńczają organizm, osłabiając tem samem jego oporność. Przeciwnie, kto chce wynieść zdrową głowę z dłuższej wyprawy na stały ląd, ten powinien naprzód urządzić sobie za pomocą Hindusów, lub, jeśli ma odpowiednie stosunki, za pomocą misyonarzy, karawanę i ruszać w głąb natychmiast po przybyciu. W takim razie ni długie i trudne pochody, ni klimat, nie zdołają go łatwo obalić. Na nieszczęście, dzieje się zawsze przeciwnie. Podróżnik, przybywszy do Afryki, traci całe miesiące w gorącym a niezdrowym klimacie pobrzeży i nim ruszy na wyprawę, nosi już w sobie zarody febry. Prawie wszyscy podróżnicy przez nią przechodzą i wielu, na większą uciechę hyjen, zostawia kości pod jakim boababem albo mimozą. Mimo to jednak nieraz przychodziło mi do głowy, że Afryka nie jest tak niezdrową, jak ludzie myślą. W Zanzibarze i Bagamoyo widziałem