Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/227

Ta strona została uwierzytelniona.

nek. Z jednego orzecha otrzymuje się pełną butelkę wody; jest ona nadzwyczajnie czysta i chłodna, ale w smaku nieco mdła. Próbowałem także owej białej masy, obsiadającej nakształt śmietany wnętrze orzecha, lecz nie znalazłem w niej żadnego smaku.
Podczas śniadania zauważyłem, że ksiądz Ruby nietylko opiekuje się starannie dziećmi, ale nie szczędzi im nawet pieszczot. Zapytany przezemnie, czy wychowywanie murzynów nie wymaga większej surowości, niż wychowywanie dzieci białych, odpowiedział mi z prostotą:
— Nigdy to nie zaznało pieszczot matki, więc trzeba im i matkę zastąpić!
I widocznie podobna pedagogia nie przynosi szkód, dzieci bowiem, mimo całej łagodności ojca Ruby, posłuszne były na każde jego skinienie, a przytem widocznie niezmiernie do niego przywiązane.
Po śniadaniu, obowiązkową siestę przerwało nam kilkunastu starszych i młodszych murzynów. Pokazało się, że opodal była ukryta w gąszczu krzów jakaś osada. Ci wleźli naprzód do wody, którą burzyli, jak stado hipopotamów, następnie przypatrywali się nam, naszym strzelbom i naczyniom, dość natrętnie. Nadjechał też i jakiś