koto Bruno, przewodnik karawany, mały Tomasz z narodu ludożerczego U-Doe, syn owego króla Muene-Pira, o którym wspomniałem wyżej — i Franciszek, tłómacz. Tych łatwo było odróżnić po krzyżykach, zawieszonych na piersiach; mały zaś Tomasz miał, prócz tego, spiłowane na ostro przednie zęby, którą to oznakę, powszechną u ludożerców, wyniósł z domu. Brat Oskar miał roboty w bród. Samo zgromadzenie zapasów i sprzętów, między któremi były polowe łóżka, namiot, strzelby, żywność, perkale, a dalej rozdzielenie tego na równo-ważące paki, zabrało niemało czasu. Przytem trzeba było z każdym murzynem gadać osobno, zgodzić go, zadatkować, i wyznaczyć każdemu, co ma nieść. Zdaje się, że gdy paki jedna w drugą ważą po trzydzieści kilo, wszystko jedno, jaką kto niesie — tymczasem nieprawda! Murzyn wybiera sobie pakę, przywiązuje do niej swój bambus, uważa, że jest obowiązany nieść tę, a nie żadną inną — i zdaje mu się, że uchybiłby własnej godności, gdyby się innej dotknął. Łączy się z tem i miłość własna i naiwna próżność, bo jeśli który niesie naprzykład strzelby białego człowieka, jego łóżko, torbę podróżną lub inne rzeczy bezpośredniego użytku, to tem samem uważa się za większą
Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/275
Ta strona została uwierzytelniona.