rzynów wymódz i wszędzie ich doprowadzić. Ale oczywiście jest to dobry sposób dla tych, którzy posiadają doskonale język miejscowy. Kto go nie umie, nie może się puszczać na koncepta, a musi jednak utrzymać w ryzie swoich ludzi, albowiem przy wszystkich dobrych stronach murzynów, źleby się działo z podróżnikiem, któregoby pozbadli. Ma się do wyboru: albo narzucić karność, albo stać się ofiarą rozhukanej samowoli. Ponieważ i brat Oskar ostrzegał nas kilkakrotnie, że trzeba ludzi krótko trzymać, więc spotykając ich, bądź to na werandzie misyi, bądź w pokoju brata, przy rozdzielaniu pak, czyniliśmy tak jowiszowe twarze, że nam się samym śmiać chciało. Murzyni też spoglądali zarazem z ciekawością i obawą na swych przyszłych M’buana Kuba i M’buana Ndogo, z którymi mieli się nie rozstawać przez całe tygodnie i którzy mogli okazać się dla nich dobrzy, albo bardzo źli. Biały człowiek, który wychodzi z karawaną w głąb, staje się siłą rzeczy nieograniczonym panem ludzi — a i każdy murzyn ma to we krwi, że raz nająwszy swe usługi, uważa się przez czas trwania układu poniekąd za niewolnika swego chlebodawcy.
Robota postępowała szybko, liczba „pagazich“