powiadał lepiej białym ludziom, niż afrykański, a jednak powstały tam państwa ucywilizowane, których mieszkańcy zdołali się zaaklimatyzować dlatego, że istnieje w nich znaczna domieszka krwi indyjskiej. Może taka będzie przyszłość owych kolonij angielskich, francuskich, włoskich i niemieckich w Afryce. Prawdopodobnie też metropolie potrafią uniknąć niemiłosiernego wyzysku kolonij i wytworzą taki wzajemny stosunek, by obie strony widziały korzyść w związku.
Ale to odległa przyszłość. Tymczasem wracam na ścieżkę, wiodącą do Kingani. Dwie do trzech godzin drogi pieszej oddziela Bagamoyo od M’toni, to jest miejsca przeprawy na rzece. Przez cały ten czas nie spotkaliśmy w czasie pochodu ani jednej chaty murzyńskiej. W prawo i lewo, jak okiem sięgnąć, nie było najmniejszego śladu osad ludzkich. Nie wiem, czy tę pustkę należy przypisać niezdrowemu położeniu, czy też niedawnemu panowaniu Arabów i ustawicznym pościgom za niewolnikami; kraina zdaje się zresztą żyzna. Drzew mało; gdzieniegdzie tylko, jak wspomniałem, olbrzymie samotne boababy patrzą z góry na chwiejne morze traw i haszczów; natomiast bujniejszej trawy nie widziałem nawet w Nebrasce. Idzie się częstokroć, jak ko-
Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/304
Ta strona została uwierzytelniona.