Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/316

Ta strona została uwierzytelniona.

pochód na czele karawany przez ową niską, podobną do dzikiego pastwiska okolicę, przybycie do M’toni, następnie Kingani, noc, hipopotamy — i to wrażenie jakiejś potwornej, przedpotopowej krainy! Nie mogłem w żadnym razie powiedzieć: Diem perdidi. Myślałem też, jak bardzo odżywczą rzeczą są podróże, nietylko dlatego, że w ów dzbanek życiowy, napełniony najczęściej octem i żółcią, wkłada się nowe a przyjemne wrażenia, ale jeszcze i z tego powodu, że człowiek przyprowadza do równowagi swe siły fizyczne i umysłowe. W naszych miastach żyjemy życiem przeważnie umysłowem, zatem nader jednostronnem, książki, wrażenia od sztuki, krytyka i refleksya — oto zaklęte koło, w którem się świat nasz kręci. Wobec tego czynności nasze zewnętrzne stają się niemal automatyczne. Wstajemy rano, ubieramy się, spożywamy śniadanie i obiad, nie myśląc o tem zupełnie, jak automaty, w sposób wiecznie jednaki i jednostajny. Cierpi na tem zdrowie, żywotność i energia, a nawet i siła umysłu. Szczególniej wszelkiego rodzaju artystom przynosi taka jednostronność ogromne szkody, żyjąc bowiem tylko książką i refleksyą, dochodzą do tego, że w końcu nie otrzymują żadnych bezpośrednich wrażeń. Mógłbym wskazać całe tuziny