bawełnianych, chinowych i rozmaitych innych, udają się wybornie. Niże rzek pokryte są, po największej części, dziewiczemi lasami, wśród których znajduje się w obfitości drzewo kauczukowe. Sykomory, tamaryski, olbrzymie enforbije, akacye, mimozy, drzewa kalebosowe i boababy, wznoszące się nad gęstwiną haszczów i traw, ocieniają, jak okiem sięgnąć, całą krainę. Niż rzeki Rufidżji ma być pokryty zbitym lasem, przez który nawet siekierą trudno sobie utorować drogę, drzewa bowiem i zarośla powiązane są jeszcze lianami, dochodzącemi czasem do grubości uda ludzkiego. Niektóre wioski, przez które zdarzyło mi się przechodzić, toną tak dalece w gąszczu drzew i zarośli, że o kilkanaście kroków od wejścia nie można się jeszcze domyślać mieszkań ludzkich, chyba, że je zdradzi zapach dymu lub widok czarnych, wybiegających na przyjęcie białego gościa. W niektórych miejscach dżongle są wprost nie do przybycia. Trawy dochodzą do czterech metrów wysokości i przesłaniają całkiem świat.
Brzegi Kingani, w tem zwłaszcza miejscu, gdzieśmy ją przebyli po raz pierwszy, są wyjątkowo smutne — w ogóle jednak widok kraju jest wesoły, zwłaszcza, gdy dojdzie się do
Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/329
Ta strona została uwierzytelniona.