Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/369

Ta strona została uwierzytelniona.

czego kilkakrotnie podał nam herbatę dość oryginalnie przyprawioną.
Z tem wszystkiem zdaje się być bardzo rad z siebie i uśmiecha się, widząc, jak zajadamy ptaka, którego podał nam w zawiesistym wodnym sosie, poszarpanego na drobne, nakształt klusków, kawałki. Dla nas zaś istotnie, co na placu, to nieprzyjaciel. Długi pochód, oryginalność podróży, nowe widoki i dobre humory, dają nam niepośledni apetyt. Szczególniej smakują nam jarzyny w konserwach, jakoto: zielony groszek, szparagi, marchewka. Przyszłym podróżnikom nie mogę dość polecić tego rodzaju zapasów, gdyż w gorących krajach czuje się wstręt do mięsa, podczas gdy jarzyny jada się chciwie.
Godzina już jest późna. Ogniska powoli gasną i ludność, która aż dotąd gapiła się i otwierała usta na widok białych ludzi i ich nieznanych przyborów, chowa się pod okapy chat. Idziemy spać za jej przykładem, ale w Afryce, w wiosce murzyńskiej, łatwiej się położyć, niż usnąć. Naprzód, sypia się dużo w dzień, w czasie najgorętszych godzin, więc jesteśmy wyspani, powtóre gryzą komary, potrzecie owa darowana koza, przywiązana nieopodal naszego namiotu, daje znać towarzyszkom o swem przy-